ahaanzel
Użytkownik
Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 21:53, 22 Lip 2007 Temat postu: Wariacja |
|
|
Do czego prowadzi nudzenie się na polskim... XD Wariacja na temat mitu o wojnie trojańskiej (tak, to to z Heleną, koniem trojańskim i Bradem Pittem w roli Achillesa )
autor: ahaanzel
tutył: Wiariacja, czyli jak to naprawdę było z tą Troją
Ogólnie przyjętą prawdą jest fakt, że na początku było wielkie bum.
Chociaż niektórzy, powodowani złośliwym powątpiewaniem w sadystycznej orgii podważania wszystkich praw tego szeroko pojętego świata, przychyliliby się raczej do wiary w hipotetyczny, bliżej niezdefiniowany chaos, z którego powstało wszystko co istnieje.
Z drugiej strony stronnictwo pacyfistów, co takie problemy przyczynowo-poznawcze ma w głębokim poważaniu, zadowala się pustym stwierdzeniem, iż z niebytu w jakiś sposób zrodziła się materia i nie wnika w szczegóły, dla świętego spokoju.
Jednakże zawsze znajdzie się grupka fanatyków absolutnie przekonanych, że wszystko, co istnieje, wykluło się z wielkiego jaja o bliżej nieznanym pochodzeniu.
Ale w tej chwili nie jest to istotne, bo niezależnie od tego, którą wersję przyjmiemy za prawdziwą, u podstaw tej historii, jej przyczyną będąc, tkwiącą u samych jej podwalin, na wskroś przeszywającą i wypełniającą jej istotę czystą jej esencją, jest plotka. Całkowicie wyssana z palca, sącząca się do uszu niby słodka trucizna, wredna, babska plotka.
Wszystko zaczęło się od tego, że Temida, piastująca urząd bogini sprawiedliwości, poczuła się całkowicie, przeraźliwie znudzona. Aż do szpiku kostnego. Śmiertelnicy żyli we względnym pokoju i miłości, rozkoszując się tak zwanym ładem i harmonią. Nikt nikogo nie mordował, zdradzał, okradał, więc bogini poczuła się boleśnie pozbawiona zajęcia. By powiększyć przyrost jej frustracji zaistniałą sytuacją, Zeus ostatnimi czasy całkowicie ją ignorował. Ją, jego, chronologicznie rzecz biorąc, drugą żonę z pośród zastępu jego partnerek, matkę części armii jego latorośli. Doprawdy, Temida czuła się zdradzona, porzucona, zapomniana i wypełniona jadem, z uwzględnieniem palącej potrzeby wyrzucenia owego jadu z siebie. Stąd została powołana do istnienia wredna, opanowana wybuchem sarkastycznego śmiechu i doprawiona odrobiną perwersyjnej przyjemności z robienia tego, co patronce sprawiedliwości nie przystoi, idea puszczenia plotki. Którą z resztą wkrótce później przekuła w czyn.
Przebywając krętą drogę aparatów słuchu i mowy niezliczonej ilości bóstw, półbogów, herosów, nimf, satyrów i nawet arkadyjskich pasterzy owiec, plotka dotarła wreszcie do swojego adresata – ponurej, unikanej jak ognia, żywej definicji określenia persona non grata, czyli krótko mówiąc, bogini niezgody, chaosu i nieporządku, Erydy. Dla przyjaciół Eris. Bogini od dłuższego czasu również odczuwała dyskomfort względnym pokojem, miłością, jak również ładem i harmonią charakteryzującymi życie śmiertelników ostatnimi czasy. Nie dość, że nadmiar zgody przyprawiał ją o ból głowy (niektórzy badacze twierdzili później, że był to ból zatok), to jeszcze odczuwała go jak osobistą obrazę. Policzek zadany jej dumie. Splunięcie w twarz w wykonaniu tych wszystkich rumianych boginek szczebioczących o tolerancji, wzajemnym zrozumieniu i idealnym społeczeństwie pełnym szczęśliwych obywateli, chodzących ze sztucznymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Nic zatem dziwnego, że krew Eris zalała, gdy otrzymała anonimową wiadomość, utrzymującą, iż Zeus ma zamiar zdjąć ją z urzędu z powodu jej rzekomej niekompetencji. Gdyby nie była nieśmiertelna, z całą pewnością musiałaby zażyć olbrzymią dawkę środków uspokajających, aby to jakoś przeżyć. Po dojściu do siebie (i roztrzaskaniu kilku krzeseł) z sadystyczną rozkoszą postanowiła pokazać tym wszystkim olimpijskim bożkom, którzy nie dzieli nic o niezgodzie i chaosie, jak bardzo jest kompetentna do pełnienia swojej funkcji. Otaczając troskliwą opieką swoją urazę i oburzenie, zaszyła się w mroku oczekując na stosowną okazję.
Okazja zjawiła się zastanawiająco szybko, podsunięta przez szarmancko uśmiechnięty los, twierdzący, że to naprawdę tylko zbieg okoliczności, on nic o tym nie wie i tak w ogóle to się śpieszy i musi już iść.
Peleus i Tetyda postanowili się pobrać. Zanim jeszcze ogłosili datę ślubu, ich wesele zostało okrzyknięte najważniejszym towarzyskim wydarzeniem całej dekady, którym żyli wszyscy, od Zeusa do arkadyjskiego pasterza owiec. Lub pasterza arkadyjskich owiec. Chociaż kogo właściwie obchodzi kto pochodził z Arkadii – pasterz, czy jego owce. Dość, że zaproszenia otrzymali wszyscy, nawet przedstawicielstwo arkadyjskich pasterzy i ich owiec, ale nie Eryda. Z pełną świadomością znaczenia tego faktu, z tym większym zapałem zacierała ręce, odliczając dni dzielące ją od pokazania wszystkim ile jest warta. W tym celu przygotowała jabłko z dedykacją „dla najpiękniejszej”. Geniusz jej planu tkwił w jego prostocie; wystarczyło rzucić owe jabłko między Herę, Atenę i Afrodytę, poczym zasiąść wychodnie z kieliszkiem nektaru w dłoni i obserwować jak próżne damy z Olimpu dopełniają dzieła.
Plan, rzecz jasna, powiódł się w stu procentach. Na początku były tylko przeciągłe spojrzenia przepełnione gwałtownym pożądaniem rzucane w kierunku jabłka, połączone z pozoru przypadkowym zbliżaniem chciwych dłoni ku niewinnemu owocu. Kiedy trzy dłonie należące do trzech różnych bogiń przyłapały się na obmacywaniu podarunku „dla najpiękniejszej”, rozległy się przesiąknięte mdłą słodyczą głosy uprzejmie negujące możliwość przynależności jabłka do kogoś innego, niż siebie samej. Wraz ze zmianą wartości na osi czasu głosy stawały się coraz głośniejsze i w zastraszającym tempie traciły swoją mdłą słodycz na rzecz ponurej zaciętości. Trzy dłonie zaczęły wbijać swoje długie paznokcie w biedny owoc, podczas gdy pozostałe trzy ręce zabrały się za odpychanie się nawzajem od wspólnego obiektu pożądania. W pewnym momencie trzy damy przekroczyły punkt krytyczny; poturbowane jabłko zostało odrzucone w bok przez szybującą pięść wściekłej Hery, pędzącą na spotkanie z policzkiem Afrodyty, by nigdy nie osiągnąć swojego celu, jako że bogini miłości została rzucona na poduszki przez siłę ciosu Ateny. Hera, straciwszy równowagę, upadła ciężko na Atenę, przygniatając ją ciężarem swojego ciała, jedynie po to, by otrzymać siarczystego kopniaka od Afrodyty adresowanego w miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Ponieważ sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej brutalna, do akcji wkroczył sam Zeus we własnej osobie razem z Hefajstosem do pomocy i Hestią w roli przykładu jakie zachowanie przystoi bogini. Jakiś czas później, gdy trzy damy siedziały obok siebie w pozycji wyrażającej głęboką urazę do siebie nawzajem i generalnie całego świata, wpatrując się ze zmrużonymi oczami w to, co kiedyś było jabłkiem, Atena zaproponowała coś, co wydawało się idealnym rozwiązaniem męczącego je dylematu – znalezienie bezstronnego sędziego, który rozsądzi do kogo powinien należeć tytuł „najpiękniejszej”. Wybór padł na młodego księcia Troi – może niezbyt mądrego, zdecydowanie nie intelektualnego tytana, ale za to uroczego młodzieńca, Parysa. Hermes, wysłany w celu zapoznania go z jego zadaniem, znalazł młodszą latorośl króla Priama nad rzeką, zajętego w głębokim skupieniu, godnym niezwykle zawiłego problemu matematycznego, struganiem patyka. Parys nie do końca zrozumiał czego żądają od niego trzy boginie, ale konkludując, że Hermes pomoże mu przy struganiu patyka, zgodził się. Zdumiał się zatem wielce, gdy jedna za drugą u jego boku pojawiały się nadobne niewiasty, sączące mu do uszu słodkie obietnice co też takiego otrzyma, jeśli to właśnie ją nazwie „najpiękniejszą”. Fakt, niewiasty były niczego sobie, w zasadzie to nawet ładne i jędrne gdzie trzeba, ale to, co mu szeptały do uszu z tymi figlarnymi uśmieszkami na twarzach w ogóle mu się nie podobało. Jedna z nich obiecywała, że obdarzy go mądrością. Doprawdy, można by pomyśleć, że uważała go za głupiego. Poza tym Parys chciał tylko, żeby ktoś pomógł mu ostrugać patyk. Chociaż trzeba przyznać, perspektywa zdobycia Heleny, jakby nie patrzeć najpiękniejszej kobiety aktualnie stąpającej po ziemi była kusząca. I podniecająca. Zdecydowanie. Dlatego, gdy doszło do chwili ogłoszenia werdyktu, bez cienia wątpliwości ogłosił, że jemu to się tak właściwie wydaje, że mu się to najbardziej Afrodyta podoba, więc to ona dostanie tytuł najpiękniejszej, nie? Bogini miłości rozjaśniła się niczym idealny prototyp żarówki i odciągnęła księcia Troi od swoich rywalek zajętych drążeniem dziur w głowie Parysa swoimi pełnymi nienawiści spojrzeniami. W nagłym przypływie dobroduszności postanowiła nawet pomóc mu porwać i przetransportować Helenę ze Sparty do Troi.
Przetransportowanie akurat nie martwiło Parysa; bał się tylko trudności jakie mogą być związane z porwaniem królowej Sparty. Jednakże z pomocą Afrodyty i to okazała się proste jak kaszka z mleczkiem. Helena miała już trochę dość ponurych Spartiatów, w wykonaniu których zdanie składające się z więcej niż pięciu słów było osiągnięciem. Przykrzyło jej się też u boku Menelaosa, którego tak właściwie nigdy nie kochała, a tak w ogóle to był już dla niej za stary. Kiedy na horyzoncie pojawił się młody, przystojny, niestety niezbyt rozgarnięty ale i to można było mu wybaczyć, Parys, Helena nie wahała się ani chwili. Tym bardziej, że zgodnie z tym, co mówiła jej Afrodyta, pewne partie jego anatomii były większe niż Menelaosa.
Pod opiekuńczymi skrzydłami wdzięcznej bogini miłości Parys i Helena pewnego świtu wsiedli na statek, który powiódł ich w kierunku wschodzącego słońca, do nowej ojczyzny esk-królowej Sparty, gdzie będzie jej dane zażyć szczęścia i miłości u boku ukochanego do końca swoich dni. Albo przynajmniej tylko tak im się wydawało. Gdy tylko ich statek dobił do brzegu, Afrodyta stwierdziła, że dla jej własnej pozycji na olimpijskiej scenie politycznej będzie lepiej, jeśli już zwinie swe opiekuńcze skrzydła znad głów kochanków. Problem tkwił w tym, że fakt istnienia Troi irytował grupkę greckich królów, którzy właśnie znaleźli pretekst by zrobić porządek z tym stojącym im kością w gardle miastem. W akcie męskiej i greckiej solidarności z Menelaosem, któremu wcale nie podobało się, że jego żona przyprawia mu rogi z jakimś niedouczonym książątkiem, wraz z nim sięgnęli po miecze, złapali za kołnierz Achillesa, wsadzili go razem z wielką armią na triery i popłynęli na wschód by rozpocząć coś, co my dzisiaj znamy jako wojnę trojańską.
A Eryda obserwowała to wszystko z lubieżnym uśmiechem na twarzy, powiększającym w przyroście geometrycznym. W dniach, które później nastąpiły, mogła do woli tarzać się we krwi, śmiać szaleńczo i w głębokiej samo satysfakcji spać spokojnie, bez lęku o swoją posadę. Natomiast Temida trwała w rozdarciu między radością – w końcu coś się działo i mogła się wykazać – i przerażeniem. Przez następne dziesięć lat nie mogła zmrużyć oka ze strachu, że Zeus wykryje kto naprawdę stoi za tą wojną i uzna ją za niekompetentną w pełnionej przez nią funkcji. A Temida bardzo lubiła urząd, który piastowała.
I tak drogie dzieci, wszystkie nasze decyzje i wszystkie nasze działania mają swoją konsekwencje. Z wielkiego wybuchu powstał wszechświat, a z plotki epopeja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|